2 lut 2015

Błyszczyk opalizujący Inglot nr.542

Pewnie znacie opalizujące błyszczyki z Inglota, a czy je lubicie?
Do jego zakupu zbierałam się od dawna i w końcu nadarzyła się okazja, bo błyszczyk był w promocji i kosztował 16zł (normalna cena to 30zł).




Od razu zabrałam się do testowania. Nie zauważyłam,żeby moje usta mieniły się na kilka kolorów, ale wiem, że zależy to od tego jak pada światło i kiedy wzięłam lusterko, stanęłam pod lampą i zaczęłam ruszać głową (haha) coś tam zaiskrzyło, nie jest to jednak spektakularny efekt, jakiego się spodziewałam. Powiem wam,że samo patrzenie na ten błyszczyk w tubce, to prawdziwa przyjemność. Mieni się na prawdę cudownie i to jest zwodnicze, bo właśnie tego samego efektu oczekujemy na ustach :(.
Błyszczyk ma jeden duży plus - nawilża usta, bardzo ładnie wygląda też po nałożeniu na szminkę. Usta wydają się po prostu bardzo nawilżone i zdrowe ;).
Ogólnie sam pomysł stworzenia takiego błyszczyka bardzo mi się podoba, bardzo też cenię (co powtórzę raz jeszcze), to że jest to też produkt nawilżający, ale tak jak napisałam błyszczyk bardzo kusi, ale sam efekt nie jest piorunujący. Trzeba nałożyć na prawdę grubą warstwę,żeby zauważyć kolorowe refleksy, a tego nie lubię. Jednak nie wiem czemu mimo wszystko jakoś go polubiłam za nowatorstwo, pomysł i hm hm hm....nawilżenie ;).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz